Monday 23 February 2015

Literary travels: Thomas Hardy

Higher Bockhampton or Upper Mellstock, Hardy's birthplace or 'Under The Greenwood Tree'

Around a year and a half ago I left my beloved city of Edinburgh (which I mention here). I moved to a smaller coastal English town that once had taken me by surprise (a summary of which you can read here). 

To visit a charming place is not the same as to live there permanently. The charm somehow fades away, especially when you allow yourself to mourn for your previous place, as I did. Basically, Bournemouth wasn't Edinburg, that's were the problem laid. Now, when I've managed to make this town my own, I can appreciate it fully and easily forgive it its imperfections. And if - who knows, who knows - I am to leave it one day, I'll miss it and remember it fondly. But these first few months in Bournemouth, well, I needed to find something grand to get me anchored. And boy, I did.

It appeared to me suddenly, during one of my autumnal ganders around the area: this county is Dorset. And if it's Dorset, it's south-west. And if it's south-west, it's Wessex! 


Somewhere in Dorset or Wessex, just look for the milkmaid Tess Durbeyfield

Though there are counties of Sussex and Essex in England, the county of Wessex doesn't really exist. Except that it does, but it isn't a county. It is an imaginary land, an invisible fabric of a would-be world that incidentally covers the very real geographical area of roughly Hampshire, Dorset, Devon and Somerset, way up to Bristol. 

This area was a homeland to a writer and poet Thomas Hardy in the second part of the nineteenth century. Hardy set all his novels in the English south-west countryside, calling it Wessex after the historic Anglo-Saxon kingdom that once was uniting these lands. In his brilliant novels Hardy vividly portrays the contemporary people of the south-west, their dialect, labour, social interactions and customs. As to the landscape, most of the places described in the novels have their equivalent in real life, they are just given fictional names.

Stinsford or Mellstock, where Hardy was christened and where his heart is buried. Would be nice to think that in this church Tess and Angel got married, but apparently that's not the one

So, if you enter Hardy's Wessex you can try and find places connected to the writer's life and at the same time - under another names - to his characters. It's good fun. You can be in Sandbourne rather than Bournemouth, where poor Tess D'Urberville stabbed her tormentor at the bitter end. You can go to Casterbridge rather than Dorchester and, cycling across the countryside, explore as you wish the worlds of Bathsheeba's, Tess's, Donald Farfrae's, Reuben Dewy's and Hardy's himself, of course.

Max Gate in Dorchester or Casterbridge, last residence of Hardy's, where 'Jude the Obscure' was written

Somehow characters feel more reachable - or less elusive - when you can experience the material settings of their, paradoxically, ever fictional being. This feels most profound with Hardy's writings, where ideational geography so closely intersects the real one. I find this fascinating.

And this is how I first got on the good terms with my new place of living. Literarily.


***

Jakieś półtora roku temu wyprowadziłam się z mojego ukochanego Edynburga (o czym piszę tutaj) do mniejszego, nadmorskiego miasta w Anglii, które niegdyś przyjemnie mnie zaskoczyło (relacja tutaj).

Co innego jest bawić z wizytą w ładnym miejscu, co innego mieszkać tam na stałe. Urok jakby blednie, zwłaszcza jeśli pozwoli się sobie na żałobę po poprzednim miejscu zamieszkania. Ja sobie pozwoliłam... Mówiąc krótko, Bournemouth nie było Edynburgiem i w tym tkwiło sedno problemu. Teraz, gdy zdołałam już oswoić Bournemouth, doceniam jego zalety i łatwo wybaczam niedoskonałości. I jeśli - kto wie, kto wie - przyjdzie mi to miasto opuścić, pozostanie mi po nim wielki sentyment. Ale wtedy, w pierwszych miesiącach mojego tutaj pobytu, potrzebowałam jakiegoś mocniejszego wrażenia, by się z Bournemouth pogodzić. I, do licha, wrażenie się znalazło.

Dotarło to do mnie znienacka, podczas jednej z moich jesiennych włóczęg po okolicy: jestem w hrabstwie Dorset, a skoro w Dorset, to na południowym zachodzie, a skoro na południowym zachodzie, to jestem w Wessex!

Znajdziecie w Anglii hrabstwo Sussex, znajdziecie hrabstwo Essex, ale Wessex, jeśli chodzi o ścisłość, nie istnieje. To znaczy istnieje, lecz nie jest to hrabstwo. Jest to fikcyjna kraina, obszar zmyślony, który jednakże i nie przypadkowo, pokrywa się z jak najbardziej realną geografią okolic Hampshire, Dorset, Devon i Somerset, aż po Bristol.

W tych rejonach właśnie żył i tworzył w drugiej połowie dziewiętnastego wieku znakomity pisarz i poeta, Thomas Hardy. Akcja wszystkich powieści Hardy'ego toczy się na południowym zachodzie Anglii, obszarze, który Hardy nazywa Wessex (tak samo jak dawne Anglosaskie królestwo, które kiedyś jednoczyło te tereny). Hardy wspaniale portretuje ludność współczesnego mu "Wessex", jej dialekt, zajęcia, społeczne interakcje i obyczaje. Jeśli chodzi o miejsca, w których rozgrywają się wydarzenia, są one w większości przypadków odpowiednikami realnych, znanych autorowi okolic, w książkach noszące fikcyjne nazwy.

Tak więc, jeśli odwiedzicie Wessex Hardy'ego, warto jest wyruszyć szlakiem autora i jego postaci. To świetna zabawa. Można odwiedzić nie Bournemouth, ale tak jak w powieści Sandbourne, gdzie biedna Tess DUrberville w gorzkim finale zabiła swego prześladowcę. Można udać się na wycieczkę rowerową do Casterbridge raczej niż do Dorchester i bez reszty przenieść się w świat Bathsheeby, Tess, Donalda Farfrae'a, Reubena Dewy oraz oczywiście samego Hardy'ego. 

W materialnym kontekście realnej przestrzeni bohaterowie książkowi, jak by nie było byty urojone, wydają się jednak bardziej namacalni. Zwłaszcza w przypadku powieści Hardy'ego, w których geografia wymyślona tak ściśle przeplata się z rzeczywistą.

I tak właśnie udało mi się oswoić moje nowe miejsce zamieszkania. Literalnie-literacko.