Friday 26 October 2012

One day of solitude








I enjoy these extremely rare days of total solitude, don't you? I mean, days spent entirely in one's own company, from long mornings of gradual, unhurried waking up... when nobody takes space on the other side of the bed so you can wrap yourself tightly in a duvet like in a warm cocoon and stretch diagonally.... Mornings followed by quiet solitary afternoons and lazy evenings with endless cups of tea and movies of your choice.

These are the days when you wear an old baggy jumper and comfy shoes and order a quick espresso macchiato in your favourite café, instead of the usual latte which accompanies weekly chats with a friend. Those special days that bring with them a multiplicity of unconstrained options. There're no assignments to finish, no phone calls to make, no family to visit, no friends to consider. You're just being - here and now - and you don't need to speak.

Strolling the streets, you can choose to carefully observe passers-by who are so near, but as if behind a glass wall. Or otherwise - you can barely notice people and instead watch trees and buildings. Or just stare in the distance, while you walk and walk, to the beat of your own drum. Your thoughts flow smoothly and you barely notice them either; they are a mixture of reflections, recollections, constatations and imaginations, sewn together by fragments of songs and poems.

Isn't it truly relaxing when you are not expected of. Not obliged to. Not waited for. You recharge your empathy sensors, as there is no one towards whose emotions they need to be switched upon. And you don't have to talk... Just read a book in a park. Pop in to a cinema for an afternoon screening. Take some photos. Pamper your body. Eat microwaved veggie pakura from a plastic box. Drink some wine...

And enjoy, enjoy so much next day's return to your regular populated everyday life.

 ***

Lubicie te niezmiernie rzadkie dni zupełnej samotności? Ja bardzo. Mam na myśli dni, które spędza się całkowicie, li i jedynie we własnym towarzystwie. Począwszy od długich poranków, stopniowych, nieśpiesznych przebudzeń, kiedy nikt nie zajmuje miejsca na drugiej połowie materaca, więc można się umościć w pościeli jak w ciepłym kokonie i rozciągnąć w poprzek łóżka... Poranków płynnie przechodzących w ciche samotne popoludnia, aż po wieczory wypełnione kolejnymi filiżankami herbaty i filmami, na które akurat ma się ochotę.

To takie dni, kiedy ubiera się rozciągniętą bluzę i wygodne buty i w ulubionej kawiarni zamawia szybkie espresso macchiatto, zamiast - jak zazwyczaj do pogawędki z przyjaciółką - latte w wysokiej szklance. Te wyjątkowe dni, które niosą ze sobą masę niczym nie skrępowanych możliwości. Nie ma zadań do dokończenia, telefonów do wykonania, rodziny do odwiedzenia, przyjaciół do wzięcia pod uwagę. Po prostu się jest - tu i teraz - i w dodatku nie trzeba się odzywać.

Spacerując po ulicach można ostrożnie obserwować przechodniów, którzy są tuż obok, a jednak jakby za szybą. Lub odworotnie, można nie zwracać uwagi na ludzi, za to przyglądać się drzewom i kamienicom. Lub w ogóle zagapić się w przestrzeń, jak się tak idzie i idzie, zgodnie z własnym wewnętrznym rytmem. Na przepływ myśli też się nie zwraca specjalnej uwagi; po głowie plączą się refleksje, wspomnienia, spostrzeżenia i wyobrażenia, poprzetykane fragmentami piosenek i wierszy. 

Jaki to relaks dla ciała i umysłu, kiedy nikt się po nas niczego nie spodziewa, nikt na nas nie czeka, nic nas nie zobowiązuje. Można wreszcie porządnie naładować sensory empatii, bo mają wolne od wychwytywania emocji innych ludzi. No i nie trzeba rozmawiać... Można poczytać książkę w parku. Przejść się do kina na popołudniowy seans. Zrobić parę zdjęć. Zadbać o siebie. Zjeść odgrzaną w mikrofalówce indyjską pakorę z plastikowego pudełka. Napić się wina...

I cieszyć się, tak bardzo się cieszyć następnego dnia powrotem do zaludnionej jak zwykle codzienności.


2 comments:

  1. Marzę o takim dniu... już od dłuższego czasu. Ale potem najchętniej wpadła bym do Ciebie na to latte w wysokiej szklance.
    Kasia

    ReplyDelete