Thursday 9 August 2012

It's all about the tower



Checking out the tower and the neighbouring objects...


looking up....


up through the hollow inside...


and looking down again...

down and across through the wire fence...



I flew to Pisa on a whim. I wasn't sure what to expect, except for a certain tower. The tower doesn't disappoint: it's sooo leaning!!! The first sight of the tower in the twilight made me giggle, because it looked amazingly surreal. I walked along the medieval Piazza del Duomo laughing to myself like some village idiot, passing tens of tourists who were behaving in a manner that appeared to be scarcely less un-intelligent than mine. They were all leaning one way, holding their arms in the air, now and then adjusting the angle of their hands, and grinning towards their companions. Companions armed with cameras, to be sure. A bizarre view indeed, especially when you ignore for a moment its context, that is the crooked background of the tower. But hey, the joy of optical illusion! Thanks to the art of photography everyone can support the tower! As for me, I did my touristy bit conscientiously: I photographed the tower from every angle, I climbed it, I even got a chance to comfort it with my own frail arms, courtesy of my hostel roommates. Well, I did appreciate other things too - the mosaics were astonishing and I took special fancy to the huge romanesque dome of the baptistry. But Pisa is smaaal. I walked its length and width. Nice walks these were, but let's get this straight: Pisa is a one day destination. You wouldn't like to get stuck in here for too long. You see the cathedral district, you do the river walk and that's more or less it. Even the botanical garden where I hoped to get some rescue from the touristy vias and piazzas was shut. After all, it's all about the tower here.



****



Poleciałam do Pizy ot, tak sobie. Nie byłam pewna, czego się spodziewać, z wyjątkiem wiadomej wieży. Wieża nie rozczarowuje: jest krzyyywa. Kiedy po raz pierwszy ją ujrzałam, roześmiałam się do siebie, bo widok był doprawdy nierealny. Szłam nieśpiesznie wzdłuż Piazza del Duomo i chichotałam niczym wiejski głupek, mijając przy tym dziesiątki turystów, których poczynania sprawiały, że wyglądali oni mniej więcej tak samo (mało)inteligentnie jak ja. Wszyscy jak jeden mąż wyginali się w tę samą stronę, unosili ręce - tu i ówdzie zmieniając kąt nachylenia dłoni - i wysyłali szerokie uśmiechy w kierunku swoich towarzyszy. Towarzyszy uzborojonych w aparaty fotograficzne, oczywiście. Był to widok w rzeczy samej dziwaczny, zwłaszcza jeśli się na chwilę zapomniało o kontekście takiej scenki, to jest o wykrzywionej wieży w tle. O, radości złudzeń optycznych! Dzięki sztuce fotografii każdy może podtrzymać wieżę! Jeśli o mnie chodzi, sumiennie odrobiłam zadania turystki: sfotografowałam wieżę ze wszystkich stron, wdrapałam się (hehe) na nią a także, dzięki uprzejmości kolegów z hostelu, miałam szansę wesprzeć ją swymi wątłymi ramiony. Gwoli ścisłości, inne rzeczy także były warte uwagi - szczególnie spodobała mi się romańska kopuła baptysterium. Ale Piza jest malutka. Przeszłam ją wzdluż i wszeż i choć miłe to były wędrówki, postawię sprawę jasno: Piza to jednodniowa destynacja. Nie chciałoby się tu utknąć na zbyt długo. Jeśli się zwiedziło plac katedralny i przespacerowało wzdłuż rzeki, zobaczyło się mniej więcej wszystko. Nawet ogród botaniczny, w którym miałam nadzieję odpocząć po trudach zwiedzania, zamknięty był na cztery spusty. W końcu i tak chodzi tu głównie o wieżę.

No comments:

Post a Comment